wtorek, 23 sierpnia 2016

Her Joker | Rozdział 9

          W nocy siedziałam na dachu budynku i wpatrywałam się w przestrzeń. Myślałam o tym co powiedział Gordon. Na szczęście miałam parek dni ,aby to przemyśleć. Było mi tak dobrze z Panem J. A oni chcieli to zniszczyć. Normalne życie. Takie nie istnieję. Nie porozmawiam o tym z Jokerem. Nie pozwoli mi uciec. Byłam u niego dopiero dwa dni ,a już miałam dylemat czy zostać z nim czy nie. Jeśli odejdę zabiję mnie ,ale jak zostanę to też mogę umrzeć. Nie wiedziałam co chcę zrobić. Myślałam tak parę godzin ,gdy nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Powoli się odwróciłam kiedy po chwili zobaczyłam mężczyznę w stroju nietoperza. To był Batman. Nie uciekłam. Mógł mnie złapać, ale nie zrobił tego.
-Czego chcesz?- spytałam ,aby przerwać męczącą ciszę.
-Wybrałaś już?
-Nie.
-Dlaczego? Myślałem ,że to oczywiste.
-Byłeś kiedyś zakochany?
-Tak.
-Więc nie takie oczywiste- Gacek zamilkł. Stał tam przez moment ,gdy nagle ujrzałam go siedzącego obok mnie.
-Straciłem ją ,wybrała ścieżkę zła ,a to zniszczyło ją samą- znieruchomiałam. On był zakochany naprawdę. Czy jeśli zostanę na złej drodze z panem J. To zginiemy?
-Nie umiem normalnie żyć. Nie potrafię. Miałam kiepskie dzieciństwo.
-Kiepskie? Mistrzyni gimnastyki i świetna pani psycholog miała złe życie?
-Wszystko to wygląda tylko różowo. Nie umiem normalnie żyć…- ukryłam twarz w dłoniach ,bo poczułam ,że zaczynają mi lecieć łzy.
-Nie płacz- objął mnie ramieniem. Dziwne z panem J czułam Adrenalinę ,a przy nim? Bezpieczeństwo.
-Kocham Pana J jednak to wszystko co robiliśmy. Z jednej strony mi się podobało ,a z drugiej współczuję tym ludziom.
-Rozumiem. Mogę ci pomóc normalnie żyć. Nie skrzywdzi cię.- przytulił mnie.
-Nie dam rady, nie mogę.- ponownie ukryłam twarz w dłoniach. Nagle on wziął mój podbródek tak ,abym mogła mu spojrzeć w oczy.
-Nie płacz. Wybierz dobrą drogę.- nie miałam pojęcia co robić. Zamurowało mnie. Był dla mnie taki dobry. Czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Coś mnie tknęło ,aby zrobić kolejny dość śmiały krok.
Pocałowałam go.
                Na początku się odsunął ,chyba zaskoczył go bieg wydarzeń. Po chwili on zdziwił mnie i oddał pocałunek. Całowaliśmy się namiętnie. Nagle on zniknął tak jak przyszedł. To było dziwne, bo bardzo spodobał mi się ten nietoperz oczywiście nie tak bardzo jak Pan J. Nie, przy Gacku było poczucie bezpieczeństwa i czułość. To jednak nie było to. Właśnie Joker dawał adrenalinę i masę szaleństwa do tego czegoś co nas łączy. Nie wiem czy mogłabym to wtedy nazwać związkiem ,ale nie spytam go przecież Hej Panie Janie, my jesteśmy razem czy to tak na niby? Chociaż może… Nie! Co on ze mną robił? Musiałam walczyć z własnymi myślami. Z jednej strony zapytanie go to nie jest zły pomysł ,ale boję się odpowiedzi. Są przecież trzy opcje. Albo powie tak, albo powie nie, albo mnie zabiję. Chyba usłyszę odpowiedzieć numer trzy.
                Siedziałam na dachu jeszcze godzinę ogarnięta masą moich myśli ,po czym udałam się z powrotem do bazy. Na wejściu zobaczyłam ,że jestem sama w mieszkaniu. Długo nie zastanawiałam się co robić. Pociągnęłam usta szminką, założyłam mój strój (tylko ,że bez czapki) i udałam się w miasto.
                Skakałam z dachu do dachu kiedy nagle usłyszałam muzykę dochodzącą z jakiegoś klubu. Zeskoczyłam do niego. Wnętrze pomieszczenia było świetne. Ciemny pokój z mnóstwem neonowych lamp. Uznałam ,że skoro już tu jestem to wypiję jednego drinka. Usiadłam do baru. Tylko wzięłam łyk trunku ,a już pojawili się przy mnie jacyś mężczyźni. Byli pijani co było po nich widać.
-Hej laleczko ,co taka piękność jak ty robi sama w klubie?- powiedział jeden z nich.
-Piję drinka, nie widać?- na początku chciałam powiedzieć Spadaj ,chcę być sama ,ale uznałam ,że tak będzie lepiej i bardziej kontrowersyjnie.
-No właśnie widzę ,że pijesz ,ale czemu sama?- przysunęli się do mnie na tyle blisko ,że jeden z nich wręcz nachylał się nad moim udem.
-Dajcie już jej spokój- odezwała się ruda postać.
-No weź Ivy, daj nam się pobawić.
-Nie ma mowy spadajcie ,a my sobie pogadamy jak to dziewczyny- wtedy zrozumiałam ,że przed tymi napalonymi dupkami uratowała mnie Poison Ivy. To była ta rud dziewczyna ,która widziałam wtedy w izolatce.
Podeszłam do niej i zobaczyłam ,że się uśmiecha. Ubrana była w zielony kombinezon ,który porastały liany. W jej włosy był wczepiony kwiat ,który jakby zakorzenił się w jej głowie. Nie myśląc co robię podałam jej rękę.
-Cześć! Jestem Harley Quinn!- nagle kobieta się wzdrygnęła, chyba mnie rozpoznała z Arkham.
-Co nasza pani doktor robi w takim miejscu jak to?
- Musiałam odetchnąć od całego tego zamieszania w moim życiu- spojrzała na mnie jakby starała się sama ustalić co mi się stało.
-Co tak właściwie się stało?- chyba jednak nie udało jej się tego samej ustalić.
-No wiesz. Po porwaniu z Arkham ukochanego ,którym jest Klown Socjopata trudno się odnaleźć na nowej ścieżce- Ruda aż podskoczyła. Podeszła do mnie bliżej tak abyśmy tylko my słyszały naszą rozmowę.
-To ty pomogłaś uciec Jokerowi?
-Tak ,a teraz mam dylemat co do Pana J.
-Dylemat?
-No bo widzisz było parę dość dwuznacznych chwil między nami ,ale nie wiem czy jesteśmy razem czy nie- dziewczynę bardzo to zdziwiło ,co natychmiast zauważyłam- co cię tak dziwi?
-Dziwi mnie to ,bo Joker już wszystkim ogłosił ,że ma jak on to ujął?? A no tak Kobietę życia.- zamurowało mnie ,że nie zdołałam nic z siebie wydusić- powiedział to wczoraj kiedy był w klubie, chyba mówił o tobie.
                Byłam przeszczęśliwa! Naprawdę coś do mnie czuł. Nie musiałam już się pytać ,ale nie chciałam wracać do domu. Tak ,teraz byłam pewna co do nazwania tamtego miejsca. Już wiedziałam jaką ścieżkę chcę obrać. Musiałam pogadać z Gordonem. To jednak jutro ,ponieważ dzisiaj zamierzałam bawić się nie jak Harleen Quinzell ,ale jako Harley Quinn.
                Przytuliłam rudą po czym pociągnęłam ją na parkiet. Piłyśmy i tańczyłyśmy godzinami. Z każdą sekundą moje szaleństwo spowodowane Jokerem rosło ,a ja wiedziałam ,że to razem z nim chcę być.
Wróciłam do domu o godzinie czwartej w nocy. Weszłam pijana i to co zobaczyłam zdziwiło mnie. Pan J siedział w swoim fotelu ,który był skierowany prosto w moją stronę. Ostrożnie zamknęłam drzwi i podeszłam do niego pewna swego.
-Dlaczego wracasz tak późno? Gdzie byłaś? Mów!
-Nie dąsaj się pączusiu. Wraz z Ivy poszalałyśmy w klubie. Tylko tyle. Chyba nie będziesz się na mnie gniewał, co?- podeszłam i usiadłam mu na kolanach. Mocno go objęłam po czym spojrzałam w jego oczy. Były wypełnione uczuciem ,które znali tylko nieliczni. Były wypełnione szaleństwem.
-Nie potrafił bym się na ciebie gniewać Harley- po tych słowach złożył na moich ustach namiętny pocałunek pełny adrenaliny i szaleństwa.

                Całowaliśmy się po czym on zaniósł mnie do naszego łóżka ,gdzie spędziliśmy wspólną upojną noc. Nie miałam pojęcia ,że bycie złym jest takie niezwykłe i odprężające. Pewnie trwałam bym w tym przekonaniu ,gdyby nie fakt ,że kolejnego dnia miałam dowiedzieć się ,co to trudny wybór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz