W nocy siedziałam na dachu budynku i wpatrywałam się w
przestrzeń. Myślałam o tym co powiedział Gordon. Na szczęście miałam parek dni
,aby to przemyśleć. Było mi tak dobrze z Panem J. A oni chcieli to zniszczyć.
Normalne życie. Takie nie istnieję. Nie porozmawiam o tym z Jokerem. Nie
pozwoli mi uciec. Byłam u niego dopiero dwa dni ,a już miałam dylemat czy
zostać z nim czy nie. Jeśli odejdę zabiję mnie ,ale jak zostanę to też mogę
umrzeć. Nie wiedziałam co chcę zrobić. Myślałam tak parę godzin ,gdy nagle
poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Powoli się odwróciłam kiedy po chwili
zobaczyłam mężczyznę w stroju nietoperza. To był Batman. Nie uciekłam. Mógł
mnie złapać, ale nie zrobił tego.
-Czego chcesz?- spytałam ,aby przerwać męczącą ciszę.
-Wybrałaś już?
-Nie.
-Dlaczego? Myślałem ,że to oczywiste.
-Byłeś kiedyś zakochany?
-Tak.
-Więc nie takie oczywiste- Gacek zamilkł. Stał tam przez
moment ,gdy nagle ujrzałam go siedzącego obok mnie.
-Straciłem ją ,wybrała ścieżkę zła ,a to zniszczyło ją
samą- znieruchomiałam. On był zakochany naprawdę. Czy jeśli zostanę na złej
drodze z panem J. To zginiemy?
-Nie umiem normalnie żyć. Nie potrafię. Miałam kiepskie
dzieciństwo.
-Kiepskie? Mistrzyni gimnastyki i świetna pani psycholog
miała złe życie?
-Wszystko to wygląda tylko różowo. Nie umiem normalnie
żyć…- ukryłam twarz w dłoniach ,bo poczułam ,że zaczynają mi lecieć łzy.
-Nie płacz- objął mnie ramieniem. Dziwne z panem J czułam
Adrenalinę ,a przy nim? Bezpieczeństwo.
-Kocham Pana J jednak to wszystko co robiliśmy. Z jednej
strony mi się podobało ,a z drugiej współczuję tym ludziom.
-Rozumiem. Mogę ci pomóc normalnie żyć. Nie skrzywdzi
cię.- przytulił mnie.
-Nie dam rady, nie mogę.- ponownie ukryłam twarz w
dłoniach. Nagle on wziął mój podbródek tak ,abym mogła mu spojrzeć w oczy.
-Nie płacz. Wybierz dobrą drogę.- nie miałam pojęcia co
robić. Zamurowało mnie. Był dla mnie taki dobry. Czułam się bezpieczna i
szczęśliwa. Coś mnie tknęło ,aby zrobić kolejny dość śmiały krok.
Pocałowałam go.
Na
początku się odsunął ,chyba zaskoczył go bieg wydarzeń. Po chwili on zdziwił
mnie i oddał pocałunek. Całowaliśmy się namiętnie. Nagle on zniknął tak jak
przyszedł. To było dziwne, bo bardzo spodobał mi się ten nietoperz oczywiście
nie tak bardzo jak Pan J. Nie, przy Gacku było poczucie bezpieczeństwa i
czułość. To jednak nie było to. Właśnie Joker dawał adrenalinę i masę
szaleństwa do tego czegoś co nas łączy. Nie wiem czy mogłabym to wtedy nazwać
związkiem ,ale nie spytam go przecież Hej
Panie Janie, my jesteśmy razem czy to tak na niby? Chociaż może… Nie! Co on
ze mną robił? Musiałam walczyć z własnymi myślami. Z jednej strony zapytanie go
to nie jest zły pomysł ,ale boję się odpowiedzi. Są przecież trzy opcje. Albo
powie tak, albo powie nie, albo mnie zabiję. Chyba usłyszę odpowiedzieć numer
trzy.
Siedziałam
na dachu jeszcze godzinę ogarnięta masą moich myśli ,po czym udałam się z
powrotem do bazy. Na wejściu zobaczyłam ,że jestem sama w mieszkaniu. Długo nie
zastanawiałam się co robić. Pociągnęłam usta szminką, założyłam mój strój
(tylko ,że bez czapki) i udałam się w miasto.
Skakałam
z dachu do dachu kiedy nagle usłyszałam muzykę dochodzącą z jakiegoś klubu. Zeskoczyłam
do niego. Wnętrze pomieszczenia było świetne. Ciemny pokój z mnóstwem neonowych
lamp. Uznałam ,że skoro już tu jestem to wypiję jednego drinka. Usiadłam do
baru. Tylko wzięłam łyk trunku ,a już pojawili się przy mnie jacyś mężczyźni.
Byli pijani co było po nich widać.
-Hej laleczko ,co taka piękność jak ty robi sama w
klubie?- powiedział jeden z nich.
-Piję drinka, nie widać?- na początku chciałam powiedzieć
Spadaj ,chcę być sama ,ale uznałam
,że tak będzie lepiej i bardziej kontrowersyjnie.
-No właśnie widzę ,że pijesz ,ale czemu sama?- przysunęli
się do mnie na tyle blisko ,że jeden z nich wręcz nachylał się nad moim udem.
-Dajcie już jej spokój- odezwała się ruda postać.
-No weź Ivy, daj nam się pobawić.
-Nie ma mowy spadajcie ,a my sobie pogadamy jak to
dziewczyny- wtedy zrozumiałam ,że przed tymi napalonymi dupkami uratowała mnie
Poison Ivy. To była ta rud dziewczyna ,która widziałam wtedy w izolatce.
Podeszłam do niej i zobaczyłam ,że się uśmiecha. Ubrana
była w zielony kombinezon ,który porastały liany. W jej włosy był wczepiony
kwiat ,który jakby zakorzenił się w jej głowie. Nie myśląc co robię podałam jej
rękę.
-Cześć! Jestem Harley Quinn!- nagle kobieta się
wzdrygnęła, chyba mnie rozpoznała z Arkham.
-Co nasza pani doktor robi w takim miejscu jak to?
- Musiałam odetchnąć od całego tego zamieszania w moim
życiu- spojrzała na mnie jakby starała się sama ustalić co mi się stało.
-Co tak właściwie się stało?- chyba jednak nie udało jej
się tego samej ustalić.
-No wiesz. Po porwaniu z Arkham ukochanego ,którym jest
Klown Socjopata trudno się odnaleźć na nowej ścieżce- Ruda aż podskoczyła.
Podeszła do mnie bliżej tak abyśmy tylko my słyszały naszą rozmowę.
-To ty pomogłaś uciec Jokerowi?
-Tak ,a teraz mam dylemat co do Pana J.
-Dylemat?
-No bo widzisz było parę dość dwuznacznych chwil między
nami ,ale nie wiem czy jesteśmy razem czy nie- dziewczynę bardzo to zdziwiło
,co natychmiast zauważyłam- co cię tak dziwi?
-Dziwi mnie to ,bo Joker już wszystkim ogłosił ,że ma jak
on to ujął?? A no tak Kobietę życia.-
zamurowało mnie ,że nie zdołałam nic z siebie wydusić- powiedział to wczoraj
kiedy był w klubie, chyba mówił o tobie.
Byłam
przeszczęśliwa! Naprawdę coś do mnie czuł. Nie musiałam już się pytać ,ale nie
chciałam wracać do domu. Tak ,teraz byłam pewna co do nazwania tamtego miejsca.
Już wiedziałam jaką ścieżkę chcę obrać. Musiałam pogadać z Gordonem. To jednak
jutro ,ponieważ dzisiaj zamierzałam bawić się nie jak Harleen Quinzell ,ale
jako Harley Quinn.
Przytuliłam
rudą po czym pociągnęłam ją na parkiet. Piłyśmy i tańczyłyśmy godzinami. Z
każdą sekundą moje szaleństwo spowodowane Jokerem rosło ,a ja wiedziałam ,że to
razem z nim chcę być.
Wróciłam do domu o godzinie czwartej w nocy. Weszłam
pijana i to co zobaczyłam zdziwiło mnie. Pan J siedział w swoim fotelu ,który
był skierowany prosto w moją stronę. Ostrożnie zamknęłam drzwi i podeszłam do
niego pewna swego.
-Dlaczego wracasz tak późno? Gdzie byłaś? Mów!
-Nie dąsaj się pączusiu. Wraz z Ivy poszalałyśmy w
klubie. Tylko tyle. Chyba nie będziesz się na mnie gniewał, co?- podeszłam i
usiadłam mu na kolanach. Mocno go objęłam po czym spojrzałam w jego oczy. Były wypełnione
uczuciem ,które znali tylko nieliczni. Były wypełnione szaleństwem.
-Nie potrafił bym się na ciebie gniewać Harley- po tych
słowach złożył na moich ustach namiętny pocałunek pełny adrenaliny i
szaleństwa.
Całowaliśmy
się po czym on zaniósł mnie do naszego łóżka ,gdzie spędziliśmy wspólną upojną
noc. Nie miałam pojęcia ,że bycie złym jest takie niezwykłe i odprężające.
Pewnie trwałam bym w tym przekonaniu ,gdyby nie fakt ,że kolejnego dnia miałam
dowiedzieć się ,co to trudny wybór.